poniedziałek, 19 września 2011

Spóźniony.

W chłodny, sobotni ranek postanowiliśmy z Żabką poświęcić się aktywnemu wypoczynkowi. W typowy dla siebie sposób, poprzez losowanie, wybraliśmy formę aktywności. W bębnie maszyny losującej marki Ariston znalazły się następujące dyscypliny sportowe: kolarstwo, kolarstwo oraz kolarstwo. Ku ogólnemu zaskoczeniu zgromadzonej gawiedzi, z bębna piorąco - losującego wypadła piłeczka z napisem kolarstwo! Radości było co nie miara. A ile uścisków dłoni, błyskających fleszy... Ażeby urozmaicić krajobraz mijany postanowiliśmy, że tym razem jedziemy na gościnne występy.Trasa miała przebiegać malowniczą doliną Wisły i poprowadzić dzielnego kolarza i nie mniej dzielną kolarkę z Skoczowa do Wisły Głębce (Głębiec?, Głąbców?). Planowany odchod pociągu z stacji Katowice Ligota miał nastąpić o 8:33. Będąc z natury osobnikiem przezornym oraz mającym niejakie doświadczenia związane z drogą na stację, rowerami oraz PKP ustaliłem, że na dojazd wystarczy jakieś 60 minut. O święta naiwności! Z domu wyszliśmy z Żabką z około 10 minutowym opóźnieniem, co zmniejszyło nieco margines błędu, ale pomyślałem, że skoro dam radę zajechać na stację w czasie poniżej 30 minut, to w 50 Żabka sobie też poradzi. Cóż, mimo walki jedyne co zobaczyłem, to mknący w kierunku Skoczowa, opływowy kształt oddalającego się pociągu.






Dziwne to, bo PKP nie ma w zwyczaju odjeżdżać o czasie... Może to z powodu tego, iż była to dopiero druga stacja wzmiankowanego pociągu? Zaistniała sytuacja napięła nieco relacje małżeńskie, co dodatkowo zostało spotęgowane tym, że kolejny pociąg na tej samej trasie odjeżdża dopiero o 11:20. Z braku innych sensownych połączeń trzeba było zweryfikować plany wycieczkowe i wybrać się gdzieś nieco bliżej. Żabka nie miała okazji jeszcze podziwiać w sumie niedalekiego Nikiszowca, zapadła więc decyzja o naprawie tego karygodnego niedociągnięcia. Zaliczyliśmy po drodze Muchowiec, gdzie tego samego dnia odbyć się miały mistrzostwa Polski w biegu 24 - godzinnym, po czym w okolicach autostrady coś mi się pozajączkowało i zapomniałem trasy na skróty. Zapytałem o drogę miłego, starszego pana na rowerze, który - jak to określił - wybrał się na spacer rowerowy i "może nam pokazać drogę". Dość powiedzieć, że prędkość średnia podczas jazdy za miłym panem wzrosła znacząco.Żabka przyjęła to źle. Można by nawet powiedzieć, że uznała to za pewną bezczelność. Niestety o ogromie tejże przyszło nam się przekonać znacznie później... Miły pan pozostawił nas tuż przed drogą szybkiego ruchu prowadzącą, o ironio, do Skoczowa. Lakonicznie poinstruował nas, że musimy przekroczyć wzmiankowaną drogę za pomocą pobliskiej kładki, i udać się dalej na wschód. Tak też zrobiliśmy. Ale na naszej drodze stanęła kolejna droga szybkiego ruchu, tym razem bez kładki. Z pomocą przyszła - ironia 2 - PKP i tunel kolejowy pod drogą.
Lekko na około, ale do Nikiszowca dojechaliśmy. Jeśli ktoś nie był i nie widział niech żałuje. Na miejscu wypiliśmy po pysznym zielonym Frugo i byliśmy świadkami przygotowań do "Pożegnania lata na Nikiszowcu" - festynu osiedlowego. Droga powrotna minęła bez przeszkód, bez problemów udało mi się odnaleźć drogę, której nie potrafiłem zidentyfikować po stronie Muchowca. Na Muchowcu właśnie dotarł do nas ogrom perfidii Miłego pana. Otóż wjazd na poszukiwaną ścieżkę znajdował się ledwie 200 metrów od miejsca gdzie pytałem o drogę. A tak nadłożyliśmy gdzieś z 10 kilometrów. Okazuje się, że nawet rowerzyści potrafią wprowadzić w błąd. Tak oto 48 kilometrów jak z bicza strzeliło.