czwartek, 25 sierpnia 2011

X.9 i żwirem po oczach.

Wczoraj w późnym popołudniem stałem się posiadaczem "nowych" manetek do roweru. Cudzysłów przy słowie nowych bierze się stąd, że tak do końca nowe one nie są. Pochodzą - i owszem - z zaprzyjaźnionego sklepu rowerowego, ale zostały zdemontowane z fabrycznego roweru, do którego klient wybrał inny osprzęt. Dla mnie oznacza to manetki o przebiegu 0 km i cenie -33%. Jako wyraz przyjaźni otrzymałem do nich nowe teflonowane linki. Zamontowałem całość na moim rowerze i odpalił od pierwszego kopnięcia ;). Popołudniu wybrałem się na krótki rozjazd, żeby sprawdzić, czy wszystko działa. Okazało się, że rower działa bez zarzutu, tylko ze mną coś dziwnego się dzieje - absolutny brak kondycji. Test zakończyłem zatem na 10 km i uznałem, że brak siły wynika z bardzo złych warunków pogodowych (upał dochodzący w słońcu do 37 st. C i wysoka wilgotność).
Należy także wspomnieć, że z domu uczyniłem magazyn na żwirek do kuwety Mrocznych Futrzaków. Odnalazłem siedzibę producenta żwirku u którego zaopatrzyłem się w 150 kg tegoż materiału po cenie niemal dumpingowej. Koty mogą lać do woli.

środa, 24 sierpnia 2011

Znak towarowy zastrzeżony

Budowanie wizerunku zawodowego okazuje się znacznie trudniejsze niż sama praca. Takie przemyślenie przyszło mi do głowy po ostatnim miesiącu, kiedy to spadło na mnie zupełnie niespodziewanie sporo ofert (niestety nie pracy) dotyczących udziału w różnych imprezach. Sam udział jeszcze do niczego w zasadzie nie zobowiązuje - oprócz obecności, jednak dla mnie zawsze znajdzie się coś ekstra... W ten sposób w ciągu najbliższych trzech miesięcy zostałem poproszony o poprowadzenie dwóch warsztatów i moderację dyskusji podczas trzech różnych dosyć ważnych branżowych imprez. Nawet to nie było by tak straszne, jednak wiąże się z dodatkowym wysiłkiem, który w natłoku zajęć w pracy jest dla mnie obciążający. Do takiej imprezy trzeba przygotować swoje dossier do materiałów informacyjnych, informację o tematyce warsztatów, a w przypadku moderacji dyskusji przygotowanie raportu i głównych tez podczas niej się pojawiających. Koszmar. Jak to stwierdził jeden z moich znajomych (warto dodać, że człowiek z ogromnym doświadczeniem w mojej branży i o ustalonej pozycji), że najwyższy czas dla mnie żebym stworzył sobie markę. Kiedy to nastąpi niezwłocznie poinformuję. Wtedy blog uzyska znaczek (R).

wtorek, 23 sierpnia 2011

Fatalne postępowanie.

Czas stosunkowo niedawny temu, gdzieś w samym epicentrum deszczowego czerwca bieżącego roku miałem nieprzyjemność zostać posiadaczem wybitej szyby w moim pojeździe. Sprawa teoretycznie błaha, ot zwyczajny akt wandalizmu na parkingu nieco oddalonym od bloku, przysłoniętym drzewami. Pomijając fakt, że spowodowało to znaczne podniesienie mojego ciśnienia tętniczego w niedzielny poranek, który miał być inauguracją dotygodniowego (taki neologizm od dorocznego) dnia relaksu zapałałem nagłą chęcią usunięcia pewnych części ciała sprawcą za pomocą tępego narzędzia. Pierwszym krokiem w takim przypadku jest ustalenie sprawstwa, żeby nie narażać niewinnych obywateli na szwank. Nie mając doświadczenia detektywistycznego postanowiłem skorzystać z pomocy fachowców - w tym przypadku Organu Ścigania. Organ pojawił się na miejscu zdarzenia po około półtorej godziny. Czas ten spożytkowałem na pilnowanie miejsca zbrodni i zabezpieczenie szyby przed deszczem, który znajdował się na standardowym wyposażeniu niemal każdego dnia tamtego miesiąca. Organ, który znalazł się na miejscu okazał się nieco zblazowany i po pobieżnych oględzinach miejsca zbrodni stwierdził, że kształtki betonowe, będące niewątpliwie narzędziem zbrodni są mu do niczego niepotrzebne. Spisaliśmy protokół zgłoszenia popełnienia przestępstwa i tyle. Dzielny pojazd, który swoje rany obnosił w milczeniu i z pewną dozą godności odprowadziłem na pobliski parking strzeżony.
Pozostała kwestia usunięcia szkody, która ewidentnie dyskwalifikowała Misia z ruchu drogowego. W tej sprawie skontaktowałem się z ubezpieczycielem, który stwierdził, że i owszem, szkodę usunie, ale pojazd musi przebadać rzeczoznawca. Oczywiście jak to jest przyjęte w zwyczaju ubezpieczyciel nie dysponował umową z żadnym autoryzowanym serwisem producenta Misia Z Podbitymi Oczami. Pozostała opcja lotnego rzeczoznawcy, który okazał się rozsądnym kolesiem, nawet nieco współczującym. Dość powiedzieć, że z diagnozą uwinął się raz - dwa i już następnego dnia, zduszą na ramieniu doprowadzałem pojazd do warsztatu. Nie obyło się także tu bez przeszkód, ponieważ część mojej misternie zaplanowanej "bocznej trasy" było zamknięte, co zmusiło mnie do nadłożenia drogi i narażania się na dodatkowe stresy (utrata dowodu rejestracyjnego + mandat to mało ciekawa opcja). Dość powiedzieć, że przemknąłem się niemal przez trzy miasta, w tym jedno centrum (tu powinny znaleźć się oklaski). Drogę powrotną miałem odbyć dzięki uprzejmości Ojca. Niestety nieszczęścia lubią chadzać parami. Jak grom z jasnego nieba gruchnęła wiadomość, że mój 17 letni pies zakończył swój żywot...
Pojazd otrzymał dwie nowe szyby, w tym przednią. Spowodowało to utratę naklejki rejestracyjnej i tu - przyjemne zaskoczenie. Mimo konieczności poniesienia pewnych kosztów naklejkę otrzymałem od ręki. Tą samą ręką przykleiłem ją do nowej szyby. Trochę krzywo. 
Clou tego przydługiego wstępu jest jednak fakt, iż Organ, który tak dzielnie poszukiwał sprawców większości opisanych powyżej kłopotów po pierwsze primo wezwał mnie na przesłuchanie (w sierpniu), a kiedy stawiłem się w wyznaczonym terminie i porze z rozbrajającą szczerością stwierdził, że doszło do nieporozumienia, bo chciał wezwać mojego sąsiada mieszkającego piętro wyżej w charakterze świadka (w wezwaniu zapisano moje nazwisko - poszkodowanego - i adres sąsiada - który różni się od mojego raptem numerem mieszkania); po drugie primo raczył umorzyć postępowanie niemal w tydzień później z powodu "niemożności ustalenia sprawcy/ów". Pięknie. 
Z powodu powyższego zemsta została odłożona na bliżej nieokreśloną przyszłość.

czwartek, 18 sierpnia 2011

Blog. Reaktywacja.

Miejsce akcji: moje domiszcze.
Udział biorą: Ja, Sumienie, Bezsenność.
Noc z soboty na niedzielę, Ja usiłuje zasnąć od kilku godzin, przewraca się z boku na bok. Obok leżą moja Żabka i Sumienie, a nieopodal w koszyku smacznie chrapią Mroczne Futrzaki.
Rozjaśnienie.
Cholera, już nigdy w wolny dzień nie będę drzemał popołudniu! - pomyślał Ja przewracając się po raz kolejny z lewego boku na prawy. Bieg 356 barana stał się nagle urywany, jakby do taktu... Co się dzieje? - pomyślał Ja. W chwilę potem do świadomości dotarło, że to tykanie zegara stojącego na stoliku nocnym. Ja otworzył zaciśnięte oko i ujrzał przed sobą cyferblat, a na nim wskazówki układające się w V - 1:50. Dobra, dobra, tylko się nie dać zwariować. Do pracy nieco czasu... Sumienie słodko chrapiąc obróciło się na okrąglutki brzuszek i zachrapało. Śpi cholera, zawsze jak jest potrzebne. No bo trzeba nie mieć sumienia, żeby się tak maltretować po nocy.

Właśnie w takie bezsenne noce przychodzą mi do głowy różne takie, którymi chyba trzeba się podzielić dla zachowania zdrowia psychicznego. Dlatego reaktywacja. Mam nadzieję, że tym razem na dobre.