No i wreszcie weekend. Wczorajszy wypad do lokalnej mekki piwa lanego można zaliczyć do jak najbardziej udanych. Wszystkie osoby, które deklarowały przyjście przyszły, pojawiło się też kilka niespodziewanych osób i jedna kompletnie niespodziewana. Forma dopisała i nasiadówka od 14:15 do niemal 23:00 zakończyła się bez dodatkowych nieprzyjemności związanych z nadużywaniem alkoholu. Podobnie jak dzisiejszy ranek.
Wielki nam dzień nastał, bowiem miłość mojego życia zdecydowała się poprowadzić samochód aż do samego centrum sąsiedniego Zabrza. I poszło jej bardzo dobrze. Celem wyprawy była siedziba znajomego weterynarza, który narazie bez sukcesów usiłuje nasze kociaki pozbawić grzybicy uszu. Oczywiście okazało się, że nic nie jest proste, a zwłaszcza leczenie kudłatych pupili. Jeszcze prostota prostotą, ale koszty całej imprezy zapowiadają się przepysznie. Co zrobić? Zdrowie ponoć jest bezcenne. Żeby było jeszcze śmieszniej moja Żabka chyba się przeziębiła, bo źle się czuje, boli ją gardło i głowa, a w ogóle to większość dnia błogo przespała faszerując się specyfikiem na przeziębienie na literę G. Jest dzięki temu pomysłodawczynią tytułu posta. Dzień minął mi leniwie. Do tego stopnia, że zacząłem się przejmować marnowaniem czasu. Wytłumaczyłem to sobie koniecznością wypoczęcia. Wrodzony leniwiec się odezwał i nie było rady. Jutro Jak każdy rasowy, pracujący Polak wybieram się do hipermarketu na "Wielkie Zapasy". Pewnie jak zwykle kupimy więcej niż trzeba i przeważnie nie to, co planowaliśmy. Do jutra.