poniedziałek, 13 lutego 2012

Lepsze wrogiem dobrego.

Nie wszyscy czytacze są świadomi faktu odejścia z rodziny Sportowego Misia. Przyczyn tego przykrego incydentu było kilka, jednak nie rekompensują one bólu (ha! lepszy niż Prezydent RP!) utraty. Otóż swego czasu podjąłem wątek chorób nieszczęsnego pojazdu, które wymagały interwencji ze strony opiekuna. Ich lista wydłużała się, a dodatkowo wyszły na jaw mankamenty dodatkowe w postaci części zamiennych unikalnych dla tego modelu, które nie miały swoich zamienników, co więcej większość trzeba było sprowadzić z zagranicy (mimo, że misie także sportowe produkowały do niedawna pobliskie Tychy). Uczyniliśmy z Żabką rachunek sumienia, potem rachunek ekonomiczny i zasobność portfela jak zwykle pokonała sumienie. To jak z grą papier-kamień-nożyczki, tyle że tutaj portfel bije wszystko. Rozpocząłem trudną naukę reguł obecnego rynku motoryzacyjnego. Musiałem to uczynić, ponieważ o ile zakup Misia był że tak powiem podyktowany emocjami, to jego następca musiał bezwzględnie spełniać kilka kryteriów. Pomiędzy wieloma znalazły się takie, jak wiek (nie więcej niż 10 lat), przebieg (nie więcej niż 125 tys. km), stopień zużycia (akceptowalny przy oględzinach), rozmiar (małe kombi) i stosunkowo mały silnik, dzięki któremu uda się obniżyć opłaty ubezpieczeniowe. Kryteriów było oczywiście więcej, ale taka wymienianka to nudna strasznie jest. Oprócz śledzenia serwisów handlujących pojazdami wszelakimi i portali aukcyjnych, podjąłem się sprawdzania opinii o samochodach potencjalnie spełniających wyżej wymienione kryteria. Po kilku miesiącach wytężonej pracy udało mi się zawęzić grono kandydatów do 3 - 4 modeli. Po tym czasochłonnym procesie zacząłem szukać "samochodowych okazji". Niestety w wybranych kategoriach nie natrafiłem na cud "od niemieckiego emerytowanego ginekologa, który jeździł autem do kościoła 568 m dalej i do kościoła w niedziele 321 m od domu". Cóż, pomyślałem. W zalewie tego typu fałszywek sprowadzonych na lawecie szukałem czegoś bardziej sponiewieranego naszymi rodzimymi drogami. Koniec końców wybór padł na Fabiszona. Sednem tego wpisu jest jednak jego bagażnik. Otóż pewne egzemplarze otrzymywały fajne schowki do zakoli. "Chciałbym taki mieć!" pomyślałem i pobiegłem realizować przewrotny plan. Serwis aukcyjny dostarczył odpowiednich materiałów za rozsądne pieniądze, a robociznę do całego przedsięwzięcia miałem dołożyć sam. Pech chciał, że w chwili kiedy elementy tapicerki przywędrowały na grzbiecie kuriera na podwórzec padł ciężki mróz. Elementy były dość duże i nieporęczne - ani je gdzieś postawić, ani schować, dekoracja z nich marna, a mroczne futrzaki już testowały na nich możliwość ostrzenia pazurów. Sobotniego ranka zaparzyłem sobie termos kawy, zebrałem narzędzia do zgrabnej siateczki i poszedłem walczyć z tapicerką. Termometr wskazywał akurat jakieś -15 stopni Celsjusza. Zapakowany niemal na sztywno w odzież zimową z trudem zdjąłem rękawiczki i przystąpiłem do demontażu. Jak się później okazało była to prostsza część zadania. Zamontowanie nowych boczków tapicerowanych wymagało pewnej precyzji i skupienia, co na takim mrozie było nie lada wyzwaniem. Po trzech godzinach walki, które niewątpliwie są przyczyną pewnych zmian w moim mózgu, udało mi się w końcu sfinalizować prace. Już cieszyłem się z nowych schowków, które zapełniłem apteczką, rękawicami roboczymi, kosmetykami samochodowymi i innymi drobiazgami, ale przedwcześnie. Pierwsza jazda próbna ujawniła pewne mankamenty montażu i elementy bagażnika sobie najnormalniej w świecie poskrzypują. W tydzień później na podobnym mrozie próbowałem zaradzić świerszczom siedzącym niewątpliwie w zakolach. Bez skutku. Małe dranie siedzą gdzieś tam i śmieją mi się w twarz po każdym przejechanym metrze. Tak oto lepsze nie tylko było wrogiem dobrego, co więcej, pokonało i zniszczyło dobre w drobny mak. Jak tylko się ociepli dopadnę te świerszcze i wytłukę do sztuki. Tak sobie obiecałem, a co!

1 komentarz:

  1. Gorzej jak te świerszcze to odmiana zimowa:)..a tak w sumie było poczekać aż sie ociepli...chyba że sobie chciałeś zrobić taką namiastkę zimowego surwiwalu:)

    OdpowiedzUsuń