piątek, 24 lutego 2012

O, choroba!

No i dopadło mnie. Tak dawno nie złapałem żadnego bakcyla, że zaczynałem się czuć niezniszczalny. Niestety, sprawdza się mądrość ludowa, która mówi: najgorzej raz pójść do doktora. Niestety w wyniku upływu czasu (ile to już lat...) mój Chlebodawca postanowił wyprawić mnie na badanie okresowe. Niejawne źródła podają, że sprawa ma dno drugie: Chlebodawca nie przejął się terminem badania okresowego, tylko chciał po prosu ustalić, czy jestem w stanie jeszcze siedzieć i patrzeć w monitor, chodzić ulicami i bezdrożami, w sposób zrozumiały komunikować się z otoczeniem, a przede wszystkim czy jestem jeszcze w stanie myśleć i logicznie wnioskować. Ponieważ w to ostatnie sam coraz bardziej powątpiewam porwałem z rąk Pani BHP stosowne skierowanie i udałem się do zaprzyjaźnionej poradni medycyny pracy. W tym zacnym przybytku profilaktyki i lecznictwa musiałem swoje odsiedzieć. Przy okazji byłem świadkiem jak to jedna Niezwykle Nieuprzejma Starsza Pani (dla ułatwienia NNSP1) wyrzuca drugiej Niezwykle Nieuprzejmej Starszej Pani (NNSP2), że ta wcisnęła się przed nią do kolejki do rejestracji. Żeby pozostać w zgodzie z prawdą historyczną tak też było. Niestety NNSP1 także wcisnęła się do tejże samej kolejki jakieś 10 minut wcześniej, tyle że stosunkowo młodzi uczestnicy tego wężyka nie zwrócili jej uwagi - z szacunku do wieku, czy nie wiem czego (ponoć taka babcinka potrafi nieźle trafić w "czułe miejsca" przygodną siateczką z wiktuałami). Sprawa rozegrała by się niewątpliwie pomiędzy oboma NNSP, gdyby ta pierwsza nie zaczęła brać na świadków reszty kolejki. Wtedy rozpętało się piekło. Zestrachani kolejkowicze nieśmiało przypomnieli, że rzeczona dama również w sposób nieuprawniony się w tym miejscu ogonka znalazła. Niestety nie było mi dane zobaczyć finału akcji, gdyż zostałem wezwany do rejestracji medycyny pracy. Tam oczywiście pani w stylu tych "już zmęczonych" o 8:05 wypytała mnie o szczegóły mojego życia wewnętrznego. Życie owo okazało się niezwykle ubogie, bo na 99% pytań odpowiedziałem "nie". Na pytanie o wzrost odpowiedziałem "odpowiedni", a na pytanie o wagę odparłem "za duża".Pomyślałem, że pani powinna mnie zmierzyć i zważyć, ale co ja tam o medycynie wiem... Z racji przebywania w pracy przed monitorem wyekspediowany zostałem na pierwszy ogień do okulisty. Oczywiście musiałem stanąć w kolejce do rejestracji ogólnej, która od czasu mojego przybycia do przychodni tylko się wydłużała. Stanąłem więc nieco zrezygnowany, a z drugiej strony rad z faktu, iż obie NNSP rozeszły się już po różnych kątach. Badania okulistyczne przeszedłem wzorowo. Ostatnie było badanie na daltonizm, a ponieważ nie miałem z nim problemów mógł bym powiedzieć z angielska "I've pass with flying colours". Może stąd pochodzi ten idiom? Następnie skierowany zostałem do lekarza medycyny pracy. Pani już nieco starsza kazała mi się oczywiście rozebrać. Na szczęście od pasa w górę, a nie w dół. Zostałem osłuchany z obu stron i poddany badaniu palpacyjnemu. W wyniku ww. badania otrzymałem zalecenie udania się do kolejnego lekarza. Na szczęście zdolnością do pracy się wykazałem. I tak prawem serii trafiłem do lekarza podstawowej opieki zdrowotnej, następnie specjalisty 1, na serię badań, ponownie specjalisty 1. Obecnie jestem na etapie oczekiwania na badanie u specjalisty 2 i przed ewentualną hospitalizacją - w zależności od tego, co powie specjalista 2. Do tego teraz siedzę z ciężkim przeziębieniem (nos zatkany, gardło boli, migdały jak winogrona - a tak, ciągle je mam!). Chętnie położył bym się do łóżka i słodko zasnął ale urlopu szkoda, a do lekarza znowu nie pójdę, bo pewnie coś jeszcze wygrzebie. Pozostaje mi jedynie oczekiwanie na weekend. Zdrowia wszystkim życzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz