poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Grupa "Upał".

Wczorajszy dzień upłynął pod znakiem lenia. Całkowicie poświęciłem go na drobne przyjemności, czyli jedzenie, popołudniową drzemkę oraz pseudo aktywność fizyczną, czyli gry komputerowe. Jednym słowem nic się nie działo, a czas uciekał przez palce.
Dzisiejszy dzień rozpocząłem od dramatycznej walki z trzydniowym zarostem, co omal nie zaskutkowało spóźnieniem do pracy. Na szczęście "omal się spóźnić" to znaczy "przyjść na czas", ale blisko było. Po piątkowych waletach nawet mi się jakoś humor poprawił i naszła mnie niespodziewana chęć do podjęcia w tym tygodniu aktywności zawodowej. Cały ranek dzielnie walczyłem z planami wydatków - nie pytajcie co to - w każdym razie bardzo żmudna robota, której zwykle unikam jak ognia szła mi dość gładko. Do czasu... Do czasu nastania nieznośnego sierpniowego upału, który zainicjował samoczynne wyłączenie co mniej istotnych części mózgu, w tym tych odpowiedzialnych za myślenie abstrakcyjne i logikę. Nie ma siły. Niczego już dzisiaj nie policzę. Na szczęście zawsze się znajdzie jakaś praca mechaniczna, którą i tak trzeba zrobić, a myśleć za bardzo przy tym nie trzeba. Zatem skończę dzisiejszy dzień na tworzeniu korespondencji zwrotnej z butelką wody mineralnej zapewnionej przez chlebodawcę w dłoni. Na popołudnie nie przewiduję żadnych esktraordynaryjnych wydarzeń, zatem to tyle na dzisiaj. Na zakończenie muszę nadmienić, że przerwa niedzielna była celowa i pewnie stanie się tradycją tego bloga. A na samiutki koniec słoneczna piosenka:

1 komentarz:

  1. u mnie upał wyłączył cześć mózgu odpowiedzialną za marketing i włączył przycisk "jutro się zrobi"..

    OdpowiedzUsuń