środa, 4 sierpnia 2010

Kryzys przedurlopowy.

Wczorajszy dzień nie nastrajał mnie za bardzo do przelewania myśli na e-papier, więc trafiła się kolejna przerwa. Kilka wydarzeń dnia wczorajszego wymaga jednak dopowiedzenia. W pracy dzień jak co dzień. Za to po pracy nawiedzili nas Asia i Tomek. Spotkanko fajnie się rozwinęło, gadki - szmatki i tym podobne. Przy tejże okazji dokonaliśmy przekazania dwóch kości pamięci DDR2 512 MB każda, które puki co odmawiają współpracy. Jednym z tradycyjnych już punktów spotkania był krótki koncert Rock Band, który uwieczniła na fotografii moja Żabka. Zdjęcie zamieszczę popołudniu, kiedy uda mi się ją nakłonić do udostępnienia go w celu publikacji. Na deser na stół wjechała pizza z pobliskiej knajpki, a na zakończenie odbył się niepełny pokaz filmu "But Manitou". Film nieźle oceniany, mający moim zdaniem gigantyczne momenty (Ranger - Santa Maria, Santa Maria - Ranger, Zając - Ranger, Santa - Zając...) i kilka cytatów, które dzięki kunsztowi Bartosza Wierzbięty, są niemal kultowe. Tak więc wieczór minął w przyjemnej atmosferze rozrywki. Oby więcej takich wieczorów! A jeśli chodzi o tytuł postu, to zaczynam przeżywać kryzys, związany z niemożnością przyspieszenia czasu do urlopu. Jeszcze 3 dni. Z innych smutnych wiadomości - przegapiliśmy okazję na podziwianie Tour de Pologne live. Z niewiadomych przyczyn ubzdurałem sobie, że finisz w Katowicach będzie 4 sierpnia, a kiedy wspólnie odkryliśmy mój błąd, to nikt już niestety nie mógł prowadzić. Szkoda. Pozostaje liczyć na to, że w przyszłym roku Tour także nie ominie Górnego Śląska. Potencjalnie istnieje szansa obejrzenia finiszu na Równicy, ale wiązało by się to z koniecznością wzięcia dodatkowego dnia urlopu. Więc do przyszłego roku panie Lang...

1 komentarz:

  1. Własnie..oby więcej takich wieczorów..następnym razem partyjka golfa..no nie popuszczę:)

    OdpowiedzUsuń