poniedziałek, 27 sierpnia 2012

Walka o rekord.

Moje nowe miejsce pracy jest nieco odległe od zwykłego miejsca nocnego spoczynku. Jak życie pokazało, dojazdy samochodem do tanich nie należą. Ponieważ zakończyłem już rehabilitację związaną z drobnymi perturbacjami zdrowotnymi, do głowy wpadł mi genialny pomysł: rower! Pierwsza wyprawa rowerowa do pracy odbyła się w warunkach pustynnych (rano z 23 st. C, popołudniu 35 st. C) do tego bez przygotowania kondycyjnego, po około 9 miesięcznej przerwie w jeżdżeniu na rowerze. Wstępny pomiar  wykazał dystans 24,3 km. Było to najdłuższe 24 km w moim życiu. Dawno się tak na rowerze nie zmachałem. A był to dopiero dojazd do pracy. Spędziwszy sumiennie 8 godzin na wypełnianiu swoich obowiązków nadszedł czas wielkiego powrotu. Na sama myśl o zetknięciu tyłka z siodełkiem łzy same cisnęły się do oczu. Pierwsze kilometry były prawdziwym koszmarem. Ani usiąść ani stać na pedałach. Tyłek boli, nogi bolą, ręce bolą, szyja boli. Ostatnie 4 kilometry prawie wyłem, a wyraz mojej twarzy sam chciałbym zobaczyć - przechodnie dosyć dziwnie patrzeli. Na drugi dzień rano z wyra wstawałem jak zombie. Wszystkie mięśnie miałem tak sztywne i obolałe, że trudno było myśleć o normalnym funkcjonowaniu. W związku z tym odstawiłem rower na tydzień, tłumacząc że niby "wprawiać się trzeba" i "nic od razu". Drugi dojazd też nie należał do przyjemnych, tym razem z uwagi na wysoką wilgotność powietrza. Dawno takiej ilości wody przez skórę z siebie nie wydaliłem. Kolejny tydzień to już dwa dojazdy rowerowe. Po pierwszym czułem się nieźle i myślałem, że najgorsze za mną. Niestety, jak się okazuje spory wysiłek  dzień po dniu źle mi służy. Kolejny poranek zombie. Obecnie rozpoczął się tydzień, w którym powinienem dojechać minimum trzy razy. Dzisiejszy poranny wypad okazał się całkiem niezły, mięśnie się zregenerowały, tyłek niestety jeszcze nie. Jak na razie z czasu pierwszego przejazdu do dzisiaj udało mi się urwać prawie 10 minut. Ciągle jednak walczę o zejście z czasem poniżej godziny. Teoretycznie jest to wykonalne, jednak nie dla mnie. Przynajmniej chwilowo. Pozdrawiam wszystkich walczących o kondycję.

1 komentarz: