czwartek, 25 sierpnia 2011

X.9 i żwirem po oczach.

Wczoraj w późnym popołudniem stałem się posiadaczem "nowych" manetek do roweru. Cudzysłów przy słowie nowych bierze się stąd, że tak do końca nowe one nie są. Pochodzą - i owszem - z zaprzyjaźnionego sklepu rowerowego, ale zostały zdemontowane z fabrycznego roweru, do którego klient wybrał inny osprzęt. Dla mnie oznacza to manetki o przebiegu 0 km i cenie -33%. Jako wyraz przyjaźni otrzymałem do nich nowe teflonowane linki. Zamontowałem całość na moim rowerze i odpalił od pierwszego kopnięcia ;). Popołudniu wybrałem się na krótki rozjazd, żeby sprawdzić, czy wszystko działa. Okazało się, że rower działa bez zarzutu, tylko ze mną coś dziwnego się dzieje - absolutny brak kondycji. Test zakończyłem zatem na 10 km i uznałem, że brak siły wynika z bardzo złych warunków pogodowych (upał dochodzący w słońcu do 37 st. C i wysoka wilgotność).
Należy także wspomnieć, że z domu uczyniłem magazyn na żwirek do kuwety Mrocznych Futrzaków. Odnalazłem siedzibę producenta żwirku u którego zaopatrzyłem się w 150 kg tegoż materiału po cenie niemal dumpingowej. Koty mogą lać do woli.

2 komentarze:

  1. ja kiedyś miałam w domu 15o kg karmy dla psa:]

    OdpowiedzUsuń
  2. A ja wczoraj "obaliłem" z kolegą 150 litrów wódki :/

    OdpowiedzUsuń