wtorek, 23 sierpnia 2011

Fatalne postępowanie.

Czas stosunkowo niedawny temu, gdzieś w samym epicentrum deszczowego czerwca bieżącego roku miałem nieprzyjemność zostać posiadaczem wybitej szyby w moim pojeździe. Sprawa teoretycznie błaha, ot zwyczajny akt wandalizmu na parkingu nieco oddalonym od bloku, przysłoniętym drzewami. Pomijając fakt, że spowodowało to znaczne podniesienie mojego ciśnienia tętniczego w niedzielny poranek, który miał być inauguracją dotygodniowego (taki neologizm od dorocznego) dnia relaksu zapałałem nagłą chęcią usunięcia pewnych części ciała sprawcą za pomocą tępego narzędzia. Pierwszym krokiem w takim przypadku jest ustalenie sprawstwa, żeby nie narażać niewinnych obywateli na szwank. Nie mając doświadczenia detektywistycznego postanowiłem skorzystać z pomocy fachowców - w tym przypadku Organu Ścigania. Organ pojawił się na miejscu zdarzenia po około półtorej godziny. Czas ten spożytkowałem na pilnowanie miejsca zbrodni i zabezpieczenie szyby przed deszczem, który znajdował się na standardowym wyposażeniu niemal każdego dnia tamtego miesiąca. Organ, który znalazł się na miejscu okazał się nieco zblazowany i po pobieżnych oględzinach miejsca zbrodni stwierdził, że kształtki betonowe, będące niewątpliwie narzędziem zbrodni są mu do niczego niepotrzebne. Spisaliśmy protokół zgłoszenia popełnienia przestępstwa i tyle. Dzielny pojazd, który swoje rany obnosił w milczeniu i z pewną dozą godności odprowadziłem na pobliski parking strzeżony.
Pozostała kwestia usunięcia szkody, która ewidentnie dyskwalifikowała Misia z ruchu drogowego. W tej sprawie skontaktowałem się z ubezpieczycielem, który stwierdził, że i owszem, szkodę usunie, ale pojazd musi przebadać rzeczoznawca. Oczywiście jak to jest przyjęte w zwyczaju ubezpieczyciel nie dysponował umową z żadnym autoryzowanym serwisem producenta Misia Z Podbitymi Oczami. Pozostała opcja lotnego rzeczoznawcy, który okazał się rozsądnym kolesiem, nawet nieco współczującym. Dość powiedzieć, że z diagnozą uwinął się raz - dwa i już następnego dnia, zduszą na ramieniu doprowadzałem pojazd do warsztatu. Nie obyło się także tu bez przeszkód, ponieważ część mojej misternie zaplanowanej "bocznej trasy" było zamknięte, co zmusiło mnie do nadłożenia drogi i narażania się na dodatkowe stresy (utrata dowodu rejestracyjnego + mandat to mało ciekawa opcja). Dość powiedzieć, że przemknąłem się niemal przez trzy miasta, w tym jedno centrum (tu powinny znaleźć się oklaski). Drogę powrotną miałem odbyć dzięki uprzejmości Ojca. Niestety nieszczęścia lubią chadzać parami. Jak grom z jasnego nieba gruchnęła wiadomość, że mój 17 letni pies zakończył swój żywot...
Pojazd otrzymał dwie nowe szyby, w tym przednią. Spowodowało to utratę naklejki rejestracyjnej i tu - przyjemne zaskoczenie. Mimo konieczności poniesienia pewnych kosztów naklejkę otrzymałem od ręki. Tą samą ręką przykleiłem ją do nowej szyby. Trochę krzywo. 
Clou tego przydługiego wstępu jest jednak fakt, iż Organ, który tak dzielnie poszukiwał sprawców większości opisanych powyżej kłopotów po pierwsze primo wezwał mnie na przesłuchanie (w sierpniu), a kiedy stawiłem się w wyznaczonym terminie i porze z rozbrajającą szczerością stwierdził, że doszło do nieporozumienia, bo chciał wezwać mojego sąsiada mieszkającego piętro wyżej w charakterze świadka (w wezwaniu zapisano moje nazwisko - poszkodowanego - i adres sąsiada - który różni się od mojego raptem numerem mieszkania); po drugie primo raczył umorzyć postępowanie niemal w tydzień później z powodu "niemożności ustalenia sprawcy/ów". Pięknie. 
Z powodu powyższego zemsta została odłożona na bliżej nieokreśloną przyszłość.

3 komentarze:

  1. próba mikrofonu

    OdpowiedzUsuń
  2. jakoś pokrętnie i w kółko, ale udało mi się "wbić" z komentarzem...przyznasz, że rok ten obfituje w wiele wydarzeń, o rożnym ładunku emocjonalnym..

    OdpowiedzUsuń
  3. Oby dla równowagi w końcu zdarzyło się coś dobrego...

    OdpowiedzUsuń