środa, 24 listopada 2010

Nieustające źródełko.

Niedawne wybory samorządowe spowodowały, że zwykle pusta skrzynka na listy stała się nieustającym źródełkiem druków bezadresowych. Co tam źródełkiem, prawdziwym gejzerem! Ponieważ wychodzimy z Żabką z założenia, że brak wiadomości to najlepsza wiadomość, czas ten obfitował w frustracje związane z koniecznością opróżniania tego narzędzia walki wyborczej. Wyciąganie regularnej poczty (zwykle rachunków, nie myślcie sobie) spośród tłumu mniej lub bardziej uśmiechniętych twarzy potencjalnych władz miasta, zwykle powodowało u mnie niekontrolowane drganie dolnej powieki. A twarze uśmiechały się spokojnie, informując mnie drukiem rodem z książeczek dla dzieci, że jak postawię krzyżyk przy odpowiednim nazwisku, to niczym zaczarowane zaczną powstawać nowe miejsca pracy, kilometry dróg, chodników, tudzież ścieżek rowerowych, ogłoszony zostanie koniec światowego kryzysu finansowego, a miasto spłynie mlekiem i miodem. Cóż, mam nadzieję, że postawiłem krzyżyki we właściwych miejscach i wkrótce będę pisał do was z polskiego Eldorado, zanurzony w objęciach skórzanego fotela, przed sześćdziesięciocalowym monitorem zawieszonym w samym centrum tysiącmetrowej willi. Tego sobie i innym wyborcom życzę.

1 komentarz:

  1. Niektóre były imiennie zaadresowane...i nawet raz kolega mi "wypadł" ze skrzynki, z tyłu "miał" kalendarzyk. Przez te reklamówki-wyborczówki se awizo wyrzuciłam z rozpędu.

    OdpowiedzUsuń