poniedziałek, 8 listopada 2010

Wiejskie klimaty.

W sobotę, wczesnym porankiem, nasz wierny Sportowy Miś użyczył nam swojej mocy w celu przemieszczenia się w wiejski krajobraz obecnej ojcowizny mojej Żabki. Ale nie uprzedzajmy faktów... W piątek popołudniu Miś został pozbawiony letnich japonek, na rzecz bardziej stosownych do nadchodzącej pory roku gumofilców. Miś przyjął zmianę wzorem wszystkich niedźwiadków z bambusowego gaju ze stoickim spokojem. Ja, jako jego woźnica odczułem poprawę komfortu, związaną z pogrubieniem podeszw względem cholewki. W tym samym czasie Żabka zafundowała mi ulubione żarło na wynos - pizzę. Wie dziewczyna, czym zmiękczyć moje serce. Dokonałem także rezerwacji stolika w zaprzyjaźnionej knajpce w związku z zbliżającym się świętem branżowym. W poczuciu dobrze spełnionego obowiązku spożyłem wyżej wymieniony posiłek i udałem się na spoczynek. Koniec dygresji. Miś w trasie dokonał cudu w zakresie ilości spożytego soku z bambusa na kilometr. Niepomiernie mnie to ucieszyło, a tak dobrze rozpoczęty dzień nie mógł już okazać się z gruntu zły. Jego resztę spędziłem na drobnych pracach konserwatorskich ojcowizny oraz drzemce. To ostatnie wyniknęło z mojego niedostosowania do niedawnej zmiany czasu. Niedziela w wiejskich klimatach oznacza całkowite nic nierobienie. Lokalna ludność pozostająca pod wpływem tutejszego faceta w czerni brzydzi się wszelką pracą w dzień święty. Tudzież skłonna jest wytykać podejmowanie takowej przez innych. Ze względu na opady atmosferyczne pozostała telewizja, jedzenie, spanie itp. Powrót po zmroku nie był łatwy. Zdecydowaliśmy się na skorzystanie z pobliskiej autostrady płatnej. Po raz kolejny uświadomiony zostałem o tym, że polscy kierowcy traktują przepisy ruchu drogowego w ogóle, a ograniczenia prędkości w szczególności jako drobną sugestię ze strony Ustawodawcy. Udało się nam jednak szczęśliwie dotrzeć w domowe pielesze. I po weekendzie...

1 komentarz: